
Andrew nie miał wyboru - musiał zostać gwiazdą. Urodził się w żydowskiej rodzinie w samym sercu Los Angeles, zaledwie sześć kilometrów od Hollywood. Jeszcze jako małe dziecko przeprowadził się wraz z rodziną do angielskiego miasteczka Guildford w hrabstwie Surrey. Uwielbiał ruch na świeżym powietrzu. Niemal codziennie chodził na basen, uprawiał też gimnastykę.
Jego rodzice prowadzili wówczas firmę dekorującą wnętrza, choć mieli też inne zajęcia. Tata, Richard, trenował drużynę pływacką ze szkoły w Guildford, zaś mama dorabiała w szkole. Andrew ma też starszego brata, który został lekarzem. Powodziło im się dobrze. Jeździli na wakacje do ciepłych krajów, chodzili na dodatkowe kursy i szkolenia, a kiedy się nudzili, biegali do kina.
Po raz pierwszy na scenie Andrew pojawił się w wieku dwunastu lat. Zagrał w szkolnym przedstawieniu, a ponieważ granie spodobało mu się, rodzice zapisali go do trupy teatralnej. Na zajęcia chodził dwa razy w tygodniu, ale dużo pracował w domu. Rodzice uważali jego hobby za nieszkodliwe. Byli przekonani, że ich syn prędzej czy później i tak pójdzie na uniwersytet, ukończy ekonomię i otworzy własną firmę.
Garfield wybrał jednak dla siebie nieco inną drogę. Gdy miał siedemnaście lat, dość często występował już na deskach zawodowych teatrów. Grał niewielkie, ale znaczące role. Trzy lata później pojawił się w filmie "Sugar Rush", a także w kilku odcinkach serialu "Doktor Who". Widzowie docenili go i zauważyli, udzielił też pierwszych wywiadów. Od tej pory stał się stałym gościem hollywoodzkich produkcji. "Ukryta Strategia", "Kochanice króla", "Wilcze prawo", "Parnassus" czy "The Social Network" to tylko niektóre hity z jego udziałem.
"Zostałem aktorem właśnie dla takich ról. Widowiskowych, wciągających, pełnych emocji. Takich, które oczarują moje fanki", powiedział Andrew o występie w filmie "Niesamowity Spider-Man". Trzeba przyznać, że zagrał bardzo dobrze. W dodatku na planie zaprzyjaźnił się z aktorką Emmą Stone, którą ostatnio zabiera na randki. Czy to już miłość? O tym przekonamy się dopiero za jakiś czas...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz